wtorek, 26 listopada 2013

W szkolnym kiblu. 186.

- Mamusiu, jak ja uwielbiam, kiedy jesteśmy z dziewczynami w damskiej toalecie! - świergotało dziecko, wracając ze szkoły. - Uwielbiam!
Lekko zdębiałam, gorączkowo myśląc, co też takiego mogą ośmiolatki robić w szkolnym kiblu. Palić? Eeee, chyba jeszcze nie. Malować się? Raczej wątpliwe...
- Bo wiesz, mamusiu, tam bywają aż cztery kreski! (NARKOTYKI? W TYM WIEKU???)
- Aż cztery kreski zasięgu wifi! I można sobie ściągnąć gry albo wejść na serwer minecrafta, i Sonia sprawdza lajki na fejsbuku, i jeszcze, mamusiu....

Hmmm.

czwartek, 21 listopada 2013

Wolność Młodym! 191.

Pan od wiedzy o Polsce przesłał materiały do lekcji o Orlętach, która się była nie odbyła z różnych powodów. Chyba. Anarchistka ma ferie, przebywała w domu pod opieką mojego prywatnego historyka z przygotowaniem pedagogicznym, zasugerowałam więc, żeby wykorzystali materiały do zacieśniania więzi międzypokoleniowej.
Kiedy wróciłam z pracy, byli na etapie określania kontekstu historycznego, a Młoda na pięcie miała nabazgrane długopisem: NUDA. 
Zdecydowałam się wspomóc małżonka i delikatnie zmotywować latorośl. 
Pół godziny później materiały źródłowe były obejrzane i przeczytane, praca domowa odrobiona, daty, miejsca, przyczyny i skutki zapamiętane, a pięta Młodej przyozdobiona była w kolejną inskrypcję:
WOLNOŚĆ ANARCHISTOM!

Ciekawe, co na to pan od wiedzy o Polsce....

środa, 20 listopada 2013

Jejku, jej. 192.

Nie ma to w odpowiedzi na pytanie "jak leci" zrobić minkę kota ze Shreka. Można wtedy zupełnie gratis uzyskać dostęp do najnowszego Sapkowskiego (w legalnej papierowej wersji) od litościwego kolegi, a później najbezczelniej w świecie obwinić go o głodującą rodzinę i zażądać dostarczenia kawy do pracy.

NB, gdyby SuperNowa zdecydowała się na ebooka, kupiłabym bez wahania. A tak - pożyczyłam i oddałam, książka trafi w kolejne ręce, i kolejne 40 zeta zostanie w mojej i czyjejś kieszeni...

Muszę nabyć sporo kiszonej kapusty. Jest to albowiem ponieważ świetny sposób na depresję, na którą niechybnie wkrótce zapadnę. Kiszona kapusta, popita garncem kwaśnego mleka, spowoduje, że depresja stanie się moim najmniejszym problemem. Tak, w każdym razie, twierdzi Jaskier.

Jejku, jej...

poniedziałek, 18 listopada 2013

Nienawidzę. 194.

Nienawidzę katastrof lotniczych. Po prostu ich nienawidzę. Od Katastrofy w 2010 r. przestałam się bać latać, zwłaszcza na trasach do Warszawy (rachunek prawdopodobieństwa), ale nie jestem w stanie słuchać o tym, że gdzieś znowu rozbił się samolot. Czuję wręcz fizyczny ból. I to akurat z rachunkiem prawdopodobieństwa nie ma nic wspólnego, to tylko niepojęte meandry pamięci.

sobota, 16 listopada 2013

Swan lake. Reloaded. 195.



Podobno Szwedzi nie bali się jechać ze swoim Jeziorem Łabędzim do Rosji. Może nie czytali, że ten balet to rosyjskie dziedzictwo narodowe. Może nie wiedzieli, że to świętość. Może...
I dobrze.
Bo to było mocne. I warte obejrzenia.
Łabędzie jako prostytutki-narkomanki, zły czarodziej jako dealer-sutener, książe jako chłopaczek, któremu znajomi szukają panienki - a czemu nie? Fajna muzyka, niezły (choć nie powalający) street dance, genialne dekoracje i efekty. Super taniec małych łabędzi. 

Chociaż... chociaż chwilami miałam wrażenie, że to taka sztuka, na którą się młodzież licealną zabiera. Żeby jej udowodnić, że teatr nie jest nudny i może korzystać z bliskich jej narzędzi, i żeby przestrzec przed zgubnym wpływem dragów. Starzeję się?

środa, 13 listopada 2013

Skoro już o prezentach... 198.

Skoro już o prezentach mowa, to Młoda chce platformę do lego, duże słuchawki do laptopa, film o wiłkołaczku Wolfim, grę Cities in Motion i jeszcze coś do Wii. I jeszcze chce psa, żywego, ale tego dostanie może na Dzień Dziecka, jak już wrócimy do kraju.

A ja nie wiem, co chcę. Nie mam weny. Może jakieś pierdółki typu arts&crafts, srebrne farbki, złote flamastry, lakier akrylowy, druciki i takie tam? Jakieś pół tony wywiozłam właśnie do PL, ale ręce mnie świerzbią. Hmmm, w sumie decoupagem się na poważnie jeszcze nie zajmowałam...

niedziela, 10 listopada 2013

Prezent gwiazdkowy. 201.

Na zachodnie Boże Narodzenie władze miasta przygotowały prezent.
Uznały mianowicie, że strefa płatnego parkowania znakomicie się sprawdziła, więc rozszerzają ją aż do Sadowego Kolca. Podobno ludność w strefie zarejestrowana (zamieszkała na stałe) ma prawo do postawienia pod domem jednego samochodu na mieszkanie, za drobną opłatą roczną. Inwalidzi mogą parkować gdzie chcą gratis. Cała reszta - do widzenia bardzo, zapraszamy do metra albo na autonogi.
Wewnątrz Bulwarnego faktycznie wszędzie można dojść pieszo. Wewnątrz Sadowego już trudniej, miejsc parkingowych dookoła mocno brakuje, park&ride istnieją na obrzeżach miasta.
Ale jeśli ma to choć trochę rozładować korki, w których stolyca stoi na mur* - to ja jestem za. Zwłaszcza, że nie mam tutaj samochodu :)

*Moskwa jest najbardziej zakorkowanym miastem W ŚWIECIE.

sobota, 9 listopada 2013

Sport to oszczędność. 202.

W Moskwie przejazd metrem kosztuje 30 rubli. Albo... 30 przysiadów. 
Niedawno na stacji Wystawocznaja (to ta przy jednym w większych w Europie terenów targowych, tuż obok biurowców Moscow City) uruchomiono automat biletowy, który wyda kartonik, jeśli w ciągu dwóch minut uda nam się zrealizować proste zadanie gimnastyczne. Podobno Runet huczy od przewidywań, że maszyna będzie okupowana przez uczciwych Tadżyków, którzy będą dzielnie przysiadać, zamiast skakać nad bramkami jak inni "oszczędni". 

piątek, 8 listopada 2013

Mysz i podwójna helisa. 203.

www.alexcheban.livejournal.com
Korzystam z obecności męża i, co za tym idzie, zwiększonego zaopatrzenia w prasę wszelaką. Moja lepsza połowa dostarcza mi "Ogońki", "Eksperty", "Kommiersanty" i inną literaturę w ilościach półhurtowych, i dużą frajdę sprawia mi czytanie przemyślanych, a nie gorąco-agencyjnych, tekstów o rosyjskich kłopotach z migracją zarobkową czy wojnach spożywczych, prowadzonych przez pozbawionego właśnie stołka Oniszczenkę. 
W jednym z czasopism natknęłam się na lekko przesłodzony reportaż o nowosybirskim Miasteczku Akademickim, zaopatrzonym w dwa z czterech istniejących na świecie zderzacze hadronów (a Wielki Zderzacz też był w znacznej mierze w Nowosybirsku wyprodukowany), i w super-ekstra-nowoczesny mikroskop elektronowy, i w hodowlę sterylnych myszy laboratoryjnych. Na te ostatnie nie ma zbytu, więc hodowla się przebranżowiła i produkuje zwierzątka do doświadczeń genetycznych, albowiem ponieważ pracownicy miasteczka prowadzą szeroką działalność naukowo-biznesową i muszą dbać o zyski. Normalnie cud, miód, malyna, zwłaszcza w kontekście przekształceń Rosyjskiej Akademii Nauk, zmiany sposobu finansowania badań i edukacji wyższej i załamania się linii nauki fundamentalne - nauki stosowane - przemysł. 
Rzecz mnie jednak zafascynowała nie ze względu na realny czy propagandowy stan nauki, na całym świecie borykającej się z mniejszymi lub większymi problemami. Najbardziej spodobała mi się... ilustracja.

Pomnik myszy laboratoryjnej w okularkach, dziergającej DNA, postawiono kilka miesięcy temu pod Instytutem Cytologii i Genetyki RAN. Cholera, znów muszę się wybrać do Nowosybirska i mieć własne, a nie sieciowe, zdjęcie stworzonka!

środa, 6 listopada 2013

Jestem wielka! 205.

- Mamuuusia, moja mamuuusia, moja mamusiunia! - śpiewało radośnie dziecko w wannie
- Mamusia, mamusia, mamusia jest wielka! - cieszyła się latorośl.
- Mamusia jest wieeeeelka jak mamut i jak mamut włochata! - oznajmiła moja córka, wyłażąc z wody.

Zabiję gadzinę.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozstania i powroty. 207.

Trzy raczej nieprzespane noce, parę butelek piwa i kilogram orzeszków po notce dotyczącej radości życia (ta o szkolnych bójkach napisana była wcześniej, tylko nastawiona na samoczynną publikację), znaczy się, trzy nocne Polaków rozmowy później nadal utrzymuję, że życie jest piękne.

Polacy w kraju ościennym nagadać się ze sobą nie mogli. Kraj ościenny zaś przygotowywał się do świętowania rocznicy Rewolucji Październikowej. Dwa krótkie spacerki pozwalały przypuszczać, że jest to idealny kraj dla tęskniących za ZSRR, lepszy od kanału TV "Nostalgia". Częściowo regulowane ceny, poetyka lat siedemdziesiątych w otoczeniu, a przy tym normalne, współczesne zaopatrzenie i dobra cywilizacyjne, i sprzedawcy dość mili.

Swoją drogą, starzeję się. Nocne rozmowy prowadzone były na trzeźwo, m.in. ze względu na obecność nieletnich za ścianą, więc nie dotyczył mnie kac i inne przyjemności, tylko koszmarne niedospanie. Dobrze, że dziś był wolny dzień, bo nie wyobrażam sobie pójścia np. do pracy.... Nieźle, poza tym, trzeba mieć w głowie narąbane, żeby tak ni z tego, ni z owego pojechać sobie w gości jakieś 700 km od domu tylko po to, żeby posłuchać tupotu małych nóg i popatrzeć na znajome gęby. Ale warto było.

Pozdrawiam serdecznie Okrąglik w Bieszczadach z roku 1984 (czy jakie tam góry i w jakich latach bywały) - klimaty były podobne do AD 2011, szkoda, że bez Ciebie :(

sobota, 2 listopada 2013

Odpowiedzialność szkolna. 209.

A ja o tej szkole ciągle :)
Jeden dziesięciolatek się poirytował i przyłożył koledze krzesełkiem. Kolega doznał wstrząśnienia mózgu.
Jedna ośmiolatka przywaliła drugiej ośmiolatce w zęby, powodując nieplanowaną wizytę Wróżki Zębuszki.
Wszystko w jednym tygodniu.

Po przesłuchaniu świadków obu zdarzeń przez panią sierżant w cywilu winni zostali przeniesieni do innych szkół w trybie natychmiastowym, a w naszej placówce psycholog przeprowadził kilka serii warsztatów, które mają na celu obniżenie poziomu agresji. Obowiązkowe wietrzenie rozgrzanych nieletnich głów po lekcjach zostało przedłużone do dwóch godzin, niezależnie od warunków atmosferycznych, z pewną ujmą dla pracy domowej. Zintensyfikowano dyżury wuefistów na sali gimnastycznej.

Nie, nie wszystko jest takie piękne i różowe, bo w krzaczastych okolicach budynku klas starszych (ale tak, żeby ze szkolnych okien nie było widać) regularnie spotykam pojedynkujących się (jeśli można tak określić solówki) młodzieńców nastoletnich. Zwyczajne nawalanki bez zasad też bywają.

Ale przyznam, że szybkość reakcji w młodszej szkole mnie zaskoczyła. Bo obie sprawy były rozpatrywane nie dłużej, niż 5 dni, a do wyjaśnienia strony konfliktów nie chodziły na lekcje.

piątek, 1 listopada 2013

Do Pana B. 210.

Tytuł bezczelnie zerżnęłam od innej blogerki.

Dziś w kościele słyszymy: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni, a Ja was pokrzepię (MT 11:28). Pisałam o przerażeniu? "Hej, zrób coś, nie chcę się bać" - poprosiłam. Voila. Specjalistki w wąskiej dziedzinie są poszukiwane. W tym tygodniu wysłałam pięć cefałek, odpowiadających na konkretne ogłoszenia. Przestawiłam biurko tak, żeby widzieć świat za oknem podczas pracy (NB mam graficznie interesujący widok, czego przez cztery i pół roku nie odnotowałam). Jadę dziś do kumpla do innego kraju na reset. Kupiłam bilety do teatru. Ha! Pojawiłam się u trenerki!

Życie jest piękne. 

"Będę śpiewał Tobie, Mocy moja, Ty, Panie, jesteś mą nadzieją, Tobie ufam i bać się nie będę".


P.S. Wiem, nie ma to jak apoteoza życia w dzień, kiedy zapalamy znicze na cmentarzach. Ale ja bardzo lubię listopadowe święta. Nigdy nie były dla mnie chwilą zadumy, przyczynkiem do "memento mori". Odwrotnie, to okazja do spotkań rodzinnych, a często i towarzyskich, w przepięknej scenerii zaczarowanych i... tętniących dziś właśnie życiem cmentarzy. A od poniedziałku w sklepach będą choinki, czyli jedyny rozsądny sposób na przełamanie jesiennej chandry. Tutaj też!